piątek, 21 listopada 2008

O talencie plastycznym

Zawsze intrygowało mnie to, dlaczego niektórzy ludzie mają talent plastyczny, a inni nie. Jako dziecko wyobrażałem sobie talent jako niebywałą zdolność ręki do pokierowania ołówkiem lub pędzlem, aby ten stworzył artystyczne dzieło. Potem zobaczyłem ludzi niepełnosprawnych, malujących obrazy stopami lub ustami. Moja dziecinna teoria upadła. Czyli źródło talentu nie tkwiło w dłoniach, lecz w mózgu. Talent jest cechą umysłu pozwalającą robić rzeczy do których przeciętni ludzie nie są zdolni. Czy talentu można się nauczyć? Nie. Z tym się trzeba urodzić. Można nauczyć się grać na pianinie, grać na scenie lub malować i robić to na prawdę dobrze. Jednak pozostanie to tylko wyuczoną umiejętnością, a nie talentem.

Minęło wiele lat, kiedy zauważyłem jeszcze jedną, ciekawą prawidłowość wśród ludzi potrafiących ładnie malować. Mianowicie są dwa rodzaje talentu plastycznego: twórczy i odtwórczy. Ludzie posiadający talent odtwórczy łatwo zapamiętują szczegóły ze swojego otoczenia, czyli mają fotograficzną pamięć. Mogą potem dokładnie odtworzyć na papierze to, co widzieli w rzeczywistości. Ludzie ci doskonale wykonują portrety patrząc na osobę portretowaną, kopiują różne rysunki, widokówki, loga, które gdzieś im przemknęły przed oczami. Inne talenty jak pisarski lub muzyczny rzadko występują u nich wspólnie z plastycznym, ponieważ nie są powiązane z fotograficzną pamięcią.
U ludzi obdarzonych talentem twórczym mechanizm tworzenia jest inny. Ich mózg "uczy się" praw rządzących światem zamiast zapamiętywać szczegółowe obrazy. Co to oznacza? Wizualizacje powstające w wyobraźni są ruchomymi, trójwymiarowymi przedmiotami, zbudowanymi z elementów o różnych właściwościach, na które działają prawa fizyki. Co z tego wynika? Ludzie ci mogą narysować kulę armatnią przebijającą ścianę, bez wcześniejszego patrzenia na to zjawisko. Umysł jest jakby "świadomy" konsystencji przedmiotów, kruchości cegieł, kowalności metalu, mas i środków ciężkości odłamków. Nawet dźwięków powstających przy okazji, zapachu prochu, kierunku padania promieni słonecznych itd. Dzięki temu u tych osób występuje wiele talentów jednocześnie, np. literacki czy muzyczny.

piątek, 12 września 2008

"Nowa" siła Wszechświata c.d.

Od powstania życia na Ziemi minęło 6 miliardów lat. Gdzie tajemnicza siła podziewa się od tego czasu? Ona jest, działa i działała cały ten czas. Najlepszym przykładem jest ewolucja. Przyjrzyjmy się jej nie z bliska, lecz z daleka. Widzimy ogromny łańcuch, rozdzielający się na coraz to mniejsze i gęściejsze odnogi ogniw. Każde następne jest bardziej złożone od poprzedniego i doskonalsze w swej formie. Droga ewolucji przebiegła od najprostszych bakterii aż do nas, istot obdarzonych niezwykle skomplikowanym umysłem i inteligencją. My ludzie jesteśmy dość zarozumiali i uważamy się za szczytowe osiągnięcie ewolucji. Sporo w tym prawdy, bo zdominowaliśmy naszą planetę w zupełności. Czyż nie jest to przekonywujący dowód na istnienie tytułowej siły?

Zapatrzenie w siebie to typowa ludzka cecha. Często nie pozwala nam ona wyrwać się z nadmiernego zafascynowania naszymi osiągnięciami i obejrzenia wszystkiego z dalszej perspektywy. Wcale nie jest to takie trudne. Zatem czy ewolucja zatrzymała się na ludziach? Może się nam tak wydawać, bo widzimy jedynie wąski zakres naszej rzeczywistości, obejmujący kilka tysięcy lat.
Homo sapiens mieli przodków, więc i po nas przyjdą nasi następcy, bo ewolucja nadal biegnie. Trudno sobie wyobrazić, jakie osiągnięcia ewolucyjne będą doskonalsze od ludzkiej myśli i inteligencji, a będą takie na pewno. Może telepatia lub telekineza. Może ludzkie myśli staną się bardziej skomplikowane, a sny kolorowe, pełne szczegółów i wrażeń zmysłowych. Może nasza pamięć stanie się niezawodna i nieskończona. Kto wie... Jesteśmy tylko jednym z etapów w komplikacji materii i żyjemy w małym wycinku historii naszej planety.

Jeżeli tytułowa siła spowodowała powstanie życia i napędza ewolucję musi również wpływać na nasze działania i tak się dzieje. Budujemy przecież świat. Coraz bardziej skomplikowane maszyny, komputery. Kosmiczne technologie. Tworzymy coraz piękniejsze i doskonalsze budowle. Staliśmy się narzędziem w rękach siły samoorganizacyjnej. Tak! Przyspieszyliśmy komplikację Wszechświata do ogromnej prędkości. Stworzenie myślącego mózgu zajęło naturze 6 miliardów lat, a my stworzyliśmy komputery w lat kilkadziesiąt. Dzięki naszej działalności siła samoorganizacyjna osiąga swój cel - komplikację materii.

Czy z tego wszystkiego nie wyłania się cel ludzkiego istnienia, jako jednego z elementów prowadzących do samoorganizacji Wszechświata? Przypomnijmy sobie, że na początku była prostota - czysta energia, która zamieniła się w materię podczas Wielkiego Wybuchu. Powstały wtedy cząstki elementarne, potem atomy, następnie związki chemiczne, które utworzyły gwiazdy i planety na których rozkwitło życie. Życie skomplikowało się tak bardzo, że zechciało samo kierować procesem komplikacji i stworzyło narzędzia, a potem maszyny. Wtedy ewolucja biologiczna stała się już zbyt wolna i przestarzała aby kierować życiem. Oddała pole ewolucji technologicznej, która zdominowała Wszechświat. Nieskończenie inteligentne istoty rozprzestrzeniły się po wszystkich układach gwiezdnych i zaludniły dzięki niezwykłym technologiom nawet najbardziej nieprzyjazne planety. Doprowadziły tym samym do maksymalnej komplikacji Wszechświata we wszystkich jego formach zgodnie z pierwotną siłą samoorganizacyjną.

środa, 10 września 2008

"Nowa" siła Wszechświata

Skąd przyszliśmy i dokąd idziemy? Co jest celem naszego istnienia? Jakże pospolite to pytania. Słyszymy je prawie codziennie lub sami je sobie zadajemy. A odpowiedź? Jedynie religia sobie na nią pozwala. Świat świecki ciągle milczy. Jednak milczenie ma się ku końcowi. Odpowiedź na najbardziej dręczące pytanie w dziejach ludzkości jest już na wyciągnięcie ręki. Teraz możemy ją zaledwie nieco powąchać. Na degustację trzeba będzie poczekać kilkanaście lub kilkadziesiąt lat.


Wśród pewnej grupki naukowców na świecie pojawiła się dziwna teoria, głosząca istnienie tajemniczej siły w przyrodzie, która zmusza materię do samoorganizacji. Właściwie nikt nie dowiódł jej istnienia, lecz dowody są i mamy z nimi do czynienia na co dzień. Co oznacza termin samoorganizacja materii? Dokładniej jest to pęd do tworzenia coraz bardziej skomplikowanych struktur. Przykłady możemy mnożyć. Zaczynając od Wielkiego Wybuchu, czyli momentu powstania wszechświata obserwujemy miliardy galaktyk, gwiazd, planet, księżyców itd. Dlaczego one powstały? Co zmusiło materię do uformowania kształtów, organizacji w galaktyki i układy planetarne? Czy to sprawka tajemniczej energii? Być może. Jeżeli powyższy przykład jest mało przekonujący warto przytoczyć inny. Otóż ogólnie przyjmuje się, że życie powstało przypadkiem. Zaistniały na Ziemi pewne warunki, które umożliwiły narodziny życia. Czy taki przypadek nie wydaję się absurdalny? Przecież najprostsze organizmy na naszej planecie – bakterie zbudowane są z tysięcy rodzajów cząsteczek chemicznych, lipidów, białek i cukrów. Do tego posiadają niezwykle skomplikowany kod genetyczny oraz organelle komórkowe. Więc czy bakteria powstała przypadkiem w ciepłej kałuży kilka miliardów lat temu? Ktoś kiedyś powiedział, że prawdopodobieństwo samoistnego powstania życia na ziemi jest identyczne z prawdopodobieństwem, że Boeing 747 sam złoży się z luźno rozrzuconych części na lotnisku omiatanym przez tornado. Na chłopski rozum, choćby tornado przerzucało części kilka miliardów lat, nici z samozłożenia samolotu – logiczne. Ile zatem przypadkowości w powstaniu życia? Szczerze mówiąc niewiele. Dowód na istnienie siły pchającej materię do samoorganizacji wydaje się być niepodważalny. Według zwolenników tej teorii to właśnie ta siła doprowadziła do poukładania prostych cząsteczek chemicznych w bardziej skomplikowane struktury tworzące organizmy żywe. Mało tego – owa siła ciągle oddziałuje na świat i na nas samych. C.D.N…

wtorek, 12 sierpnia 2008

Przed murem

Uciec stąd
Od misek zawianych polnym kurzem,
Stad much nad puchnącymi ranami.
Błota wyciąganego z ziemnych dołów.
Zostawiając rodzinę z kubkiem koziego mleka.

Bezlitośnie
Świat mówi, że nas nie chce.
Wiatr wpycha pustynny piasek w oczy,
Osusza pola z resztek wilgoci.
Zabija nasze rodziny, powoli, z wyczuciem.

Za murem
Podobno mają czystą wodę.
Czasem rzucą nam śmierdzące ochłapy,
Które jedzą potem nasze dzieci.
A świst kul z wież obwieszcza śmierć.

Na niebie
Ciągną białe smugi setki samolotów.
Nie patrzą w dół, by nie zwymiotować.
Piękne i błyszczące, siadają za murem.
Lotnicze safari nad naszymi głowami.

Nad morzem
Wyruszamy w podróż ku wolności,
Z garstką zboża dla rodziny w kieszeni.
Nie ważne do jakiej ziemi dopłyniemy,
Lepszego świata czy lądu pod nami.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Widząc niewidoczne cz. II

Część pierwsza tego postu do przeczytania poniżej.

Promienie X
Niestety sposób widzenia świata (prześwietlania) przez Supermana prezentowany w wielu filmach jest bardzo błędny. Żeby zobaczyć jakikolwiek przedmiot musi on zostać oświetlony promieniowaniem, co znaczy że aby widzieć w promieniach Rentgena trzeba dysponować ich źródłem. Ilość promieni X emitowana przez słońce i gwiazdy jest zbyt mała żeby umożliwić dostrzeżenie jakiegokolwiek przedmiotu. Superman więc musiałby posiadać własne źródło promieni X. Biedni Ci wszyscy ludzie, których ten superbohater spróbowałby prześwietlić. Jedno jego spojrzenie wystarczyłoby żeby kogoś napromieniować, a kilka rzutów okiem mogłoby poparzyć delikwenta. Mało tego. Dysponując prześwietlającym wzrokiem (zakładając, że promienie X są nieszkodliwe) moglibyśmy prześwietlać jedynie ludzi, rośliny, zwierzęta oraz przedmioty martwe pod warunkiem, że zbudowane będą ze stosunkowo miękkich materiałów o małej gęstości. Wykluczone zatem jest widzenie przez ściany domów, metalowe karoserie samochodów, skały, a nawet drewno. Niewielki pożytek odnieśliby z prześwietlającego wzroku podglądacze. Chyba, że chodzi o podglądaczy-nekrofili, bo kogo podnieca widok kości bez wierzchnich krągłości.

Fale radiowe
Świat widziany w falach radiowych byłby niezwykle jasny. Jednakowo w dzień jak i w nocy. Fale radiowe docierają do nas z kosmosu, emitują je stacje przekaźnikowe, maszty radiowe, telefony komórkowe oraz wiele innych przedmiotów elektronicznych. Wszystkie te elementy widzielibyśmy jako lampy lub małe słoneczka. Co najciekawsze, fale radiowe przenikają przez większość konstrukcji i przedmiotów. Przez to świat widziany w falach radiowych byłby prawie zupełnie przeźroczysty, może za wyjątkiem grubych, betonowych murów, skał i metalowych przedmiotów. Jasne, radiowe noce, kiedy raziłyby nas telefony komórkowe sąsiadów za trzema ścianami byłyby na prawdę uciążliwe.

Bardzo proszę o opinie dt. tego tekstu. Czy jest ciekawy, a może nudny? Czy można się z niego cokolwiek dowiedzieć? Będę wdzięczny za każdą opinię.

czwartek, 7 sierpnia 2008

Widząc niewidoczne cz. I

Zaciekawiło mnie kiedyś jedno zagadnienie: "Jakby to było móc widzieć inne rodzaje promieniowania, oprócz świetlnego?" Jak wiemy istnieje wiele rodzajów promieniowania, np.: widzialne, rentgenowskie, mikrofalowe, podczerwone, ultrafioletowe, radiowe itd. Jak wyglądałby świat, gdyby nasze oczy potrafiły rejestrować te pozostałe rodzaje promieni? Żeby odpowiedzieć na to pytanie stworzyłem ciekawy i mam nadzieję, że działający na wyobraźnię, eksperyment myślowy. Nie obejdzie się bez krótkiego wstępu. Przypomnę na wstępie czym jest promieniowanie i jak z grubsza przebiega proces widzenia. Czym jest światło? Jest falą elektromagnetyczną. Czym jest promieniowanie X? Również falą elektromagnetyczną. To samo można powiedzieć o falach radiowych, mikrofalowych, promieniach podczerwonych i ultrafioletowych, które różnią się niesioną energią. Dlaczego natomiast my możemy dostrzec jedynie światło widzialne? Tak nas skonstruowano najprościej mówiąc, to nie ulega wątpliwości. Komórki siatkówki są receptorami światła widzialnego z pewnego zakresu długości fal, a mózg tworzy na podstawie sygnałów odreceptorowych obraz, który my dostrzegamy. Postrzeganie świata jest zatem bardzo względne. Warto sobie uświadomić, że świat wcale nie musi wyglądać tak jak my go widzimy. To nasz mózg interpretuje sygnały świetlne w specyficzny sposób. Zabawmy się więc we własną interpretację świata.


Promienie podczerwone
To chyba najprostsze zadanie ze wszystkich, ponieważ każdy nie raz widział obraz z kamery na podczerwień. Przedmioty, posiadające jakąś temperaturę (większą od zera bezwzględnego) emitują promienie podczerwone. Ponieważ na Ziemi nie spotykamy tak niskich temperatur, to w podczerwieni praktycznie wszystko wokół nas świeci. Im jest bardziej gorące tym świeci jaśniej. Posiadając zdolność widzenia w podczerwieni, nie znalibyśmy pojęcia ciemności. Wiedzielibyśmy bez próbowania, że świecącej zupy lepiej nie ruszać, bo można się poparzyć. W upalny dzień raziłoby nas światło, a w mroźny chodzilibyśmy z żelazkiem i oświetlali drogę przed sobą. Oczywiście należałoby nieść żelazko bardzo blisko gruntu, aby ziemia mogła się nagrzać. Widzenie w podczerwieni to bardzo przydatna to zdolność szczególnie w czasie nocnych powrotów z imprez.

Promienie ultrafioletowe
Widzenie w ultrafiolecie dość mocno uprzykrzałoby nam życie. W noce i ciemne, pochmurne dni nie widzielibyśmy prawie nic. Egipskie ciemności panowałyby też w mieszkaniach (chyba że zamiast zwykłych żarówek używalibyśmy ultrafioletowych). W słoneczne dni wiodłoby nam się dość dobrze, pod warunkiem małej ilości chmur na niebie i obecności wielkiej dziury ozonowej, która ułatwia przedostawanie się promieni UV do powierzchni ziemi. Moglibyśmy też dostrzec bardzo ciekawe efekty świetlne. Niektóre zwierzęta, np. owady oraz rośliny posiadałyby niezwykłe mieniące barwy, niedostrzegalne w świetle widzialnym. Kremy z filtrem byłyby czarne i smarowanie nimi ciała przypominałoby mazanie smołą. Niestety wiele białych przedmiotów mieniłoby się rażącym blaskiem i nas oślepiało. CDN...

środa, 30 lipca 2008

Ślepota

Hej wy! Ludzie na chodnikach, placach, w sklepach,
Barach, zakładach pracy, biurach, supermarketach.
Otwórzcie oczy. Popatrzcie co się dzieje wokół was.
I nie mówcie, że nic nie widzicie.
Dobrze wiecie co mam na myśli.
I nie macie zamiaru nic z tym zrobić?

Po co wam te pełne koszyki z zakupami?
Jecie tyle słodyczy i popijacie piwem.
Kupujecie dziecku każdą zabawkę, którą zapragnie.
Wierzycie reklamom, a one was okłamują,
Stworzone jedynie do wpychania towaru w wasze ręce.
Oślepliście czy przeszliście z tym do codzienności?

A wy stróże prawa. Gdzie wasza ręka?
Na pewno nie w małych miastach i wsiach,
Gdzie każdy jeździ jak chce i czym chce.
Boicie się opuścić budynek posterunku?
Pilnujecie porządku wyłącznie przy świeżych znakach.
Oślepliście czy przeszliście z tym do codzienności?

Właściciele zakładów usługowych, co wy robicie?
Oszukujecie własnych klientów.
Naprawiacie im samochody i podmieniacie części.
Wyrywacie złote zęby martwym klientom.
Bando złodziei pozbawiona godności.
Oślepliście czy przeszliście z tym do codzienności?

To wasze usta wypowiadają treść Przysięgi Hipokratesa?
Lekarze, nie wstyd wam?
Ostatnie pieniądze wyrywać umierającym.
Zarabiać na handlu zwłokami, można to tak?
Źle leczyć znaczy leczyć z zyskiem – to wasz cel.
Oślepliście czy przeszliście z tym do codzienności?

wtorek, 29 lipca 2008

(P)ogrom mitów o wędkarstwie

Z czym przeciętnemu człowiekowi kojarzy się wędkarstwo? Z przesiadywaniem nad ściekiem z badylem w ręku i wielogodzinnym wpatrywaniem się w nieruchomy spławik. Wędkarstwo bywa też utożsamiane z tzw. hobby dla emerytów i rencistów. Tak przedstawia się mit łowienia ryb, nazywany sportem wędkarskim. Sportem, niewymagającym nadmiernego ruchu, dla ludzi w podeszłym wieku. Ogólnie rzecz biorąc nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Z drugiej strony istnieje garstka młodych ludzi przedkładająca chodzenie na ryby od jazdy na rolkach czy clubbingu. Czyli w wędkarstwie jest jakiś element przyciągający. W tym tekście postaram się wyjaśnić czym jest wędkarstwo dla wędkarza.
Zacznę od tego, że sam jestem wędkarzem, czyli mam prawo do czucia się kompetentnym w tej dziedzinie. Skąd wywodzi się sztuka łowienia ryb? Oczywiście z pierwotnej potrzeby zaspokojenia głodu, a skoro ryby są smaczne i zdrowe dlaczego ich nie łowić i nie spożywać. Ryby łowiono praktycznie od zawsze, jedynie techniki połowu z czasem ulegały zmianie. Ewoluował też sens wędkarstwa. Z metody polowania wędkarstwo stało się hobby, a nawet sportem i jak każdy sport wiąże się z potrzebą rywalizacji. W dzisiejszych czasach, kiedy mężczyźni raczej nie przynoszą do domów upolowanych zwierząt i przeżycie ich rodzin nie zależy od zdolności łowieckich głowy rodziny, silna staje się potrzeba rywalizacji. Rywalizację zapewnia łowienie ryb, kiedy to można pochwalić się przed znajomymi swoją zdobyczą. Wędkarstwo pozwala zaspokoić wynikającą z natury potrzebę dostarczenia pożywienia rodzinie, przez co daje uczucie spełnienia. Jednak nie tylko mężczyźni łowią ryby. Istnieją przecież nawet mistrzostwa świata kobiet w wędkarstwie. Zatem musi działać inny magnes przyciągający ludzi do wędek.
Tym, którzy twierdzą, że łowienie ryb jest nudne, mówię twarde i zdecydowane „nie”. Jak o każdym hobby o wędkarstwie powstały setki, a może nawet tysiące książek, filmów i przewodników. Opisano w nich mnóstwo rodzajów przynęt, zanęt, żyłek, haczyków, wędzisk, kołowrotków i tysiące innych akcesoriów. Co roku też wprowadzane są na rynek nowe ich rodzaje. To wszystko razem daje miliony możliwości kombinacji wymienionego sprzętu. Wędkarz musi posiadać niezły zasób wiedzy i umiejętności aby odpowiednio dobrać sprzęt do gatunku ryby czy rodzaju łowiska. Przesiadującego nad wodą i wpatrującego się w nieruchomy spławik wędkarza nachodzą dziesiątki pytań. Dlaczego nie biorą? Czy przynęta nie ta? Zbyt twarda, a może za miękka? Czy ryby żerują na dnie, czy w toni wodnej, a może wcale nie żerują. Może inne miejsce byłoby lepsze, gdzieś w cieniu, na słońcu, po zawietrznej lub nawietrznej stronie? Żyłka może być za gruba, a haczyk za duży. Znowu kombinacji mogą być tysiące. Zatem wędkowanie nie polega na wpatrywaniu się w spławik, ale na sprytnym doborze warunków połowu do aktualnych i niezwykle zmiennych upodobań ryb. Kiedy się właściwie trafi z doborem i połów jest udany, dopiero wtedy można być ze siebie dumnym.
Teraz o najciekawszym aspekcie wędkarstwa nieco bardziej poetycko. Przyroda. Wiele osób chodzi na ryby, aby odpocząć od codziennego zgiełku na łonie natury. Cała zabawa żeby gonić zajączka, a nie go złapać. Zatem sam proces łowienia dostarcza rozrywki i relaksu. Ryby schodzą na drugi plan. Kontakt z przyrodą nabiera na znaczenia. Żeby doświadczyć poczucia jedności z naturą nie wystarczy przebywać nad jeziorem, na łące, w górach czy w lesie. Żeby docenić piękno, trzeba je najpierw dostrzec, a nie każdy to potrafi. Dla większości ludzi wschód słońca jest tylko codziennym, nieuchronnym procesem świtania. Dla wędkarza śpiewają ptaki, jeszcze przed wschodem słońca, kiedy bezbarwny świat maluje się odcieniami szarości. Nad płaską taflą wody unoszą się wtedy białe kłęby pary, znikające szybko w rześkim powietrzu. Wilgotna od rosy trawa zostawia mokre ślady na butach i spodniach, właśnie dla wędkarza. Kiedy wstaje słońce, zalewa powoli krajobraz pasmem kolorów. Zrywa się delikatny wiatr i rozwiewa parę nad wodą. Jedne głosy ptaków milkną, a inne dopiero zaczynają śpiewać. Słychać delikatny szum trzcin, niczym bulgot wody w czajniku. Ryby z hałasem pluskają się, mącąc gładką jak lustro taflę. W powietrzu unosi się zapach jeziorowej wody i wilgotnej ziemi. Tyle dostrzega, czuje i słyszy wędkarz i to wystarcza mu do osiągnięcia stanu wewnętrznej równowagi.
Wędkarstwo budziło zawsze i budzić będzie nadal wiele kontrowersji. Przede wszystkim w kręgach ekologów, przeciwnych niehumanitarnemu traktowaniu zwierząt. Jest to delikatny temat i rozwijać go nie będę (przynajmniej na razie).
Wiem, że samo przeczytanie tego tekstu nie zmieni opinii człowieka o wędkowaniu. Potrzebna jest praktyka. Zachęcam zatem do złapania za kije i zamoczenia ich w pobliskich zbiornikach. Na pewno wielu osobom spodoba się łowienie ryb, a ci którzy spróbują i zrezygnują będą mogli z czystym sumieniem powiedzieć: „…ale nudy!”

czwartek, 24 lipca 2008

Winux

To nie nowa marka taniego wina. To Winux, system operacyjny dla każdego. Darmowy i bezpieczny. Nie zawiesza się i szybko pracuje. Aktualizuje się przez internet. Obsługuje wszystkie możliwe podzespoły komputerowe, od karty graficznej do klucza USB. Można za jego pomocą odtwarzać wszystkie formaty plików muzycznych i wideo. Działają na nim wszelkie programy i gry. Jest bardzo prosty w obsłudze, intuicyjny i szybko dostosowuje się do potrzeb użytkownika. Na dokładkę posiada niezwykle bogaty graficznie interfejs. Wiem.. Taki system operacyjny nie istnieje... Nie istnieje teraz, w tej chwili, lecz mógłby zaistnieć poprzez połączenie dwóch znanych OS, a dokładnie Windowsa i Linuxa. Popularność formatów plików, dostępność oprogramowania, znany wszystkim interfejs Windowsa możnaby połączyć z bezpieczeństwem, stabilnością, elastycznością i graficznymi możliwościami Linuxa, który w dodatku jest darmowy. Teraz przyjrzyjmy się zdaniu powyżej (można je przeczytać ponownie). Wkład w budowę Winuxa wynosi 20% zalet Windowsa oraz 80% zalet Linuxa. Z czego wynikają wymienione zalety Windowsa (popularność i dostępność)? Z bardzo dobrego marketingu! Wniosek jest prosty. MS Windows został stworzony wyłącznie w celu zarabiania pieniędzy i póki co dobrze spełnia swe zadanie. Spróbujmy wyobrazić sobie sytuację, kiedy to idziemy do sklepu kupić jakiś napój (gdyż upał panuje niemiłosierny). Przed sklepem natomiast trwa kampania reklamowa pewnej firmy produkującej napoje. Dodam, że zdrowe, smaczne i rewelacyjnie gaszące pragnienie. Co ciekawe firma ta rozdaje w ramach reklamy swoje napoje za darmo. W sklepie natomiast będziemy musieli zapłacić kilka złotych za niesmaczny, świecący w ciemnościach napój konkurencji. Wybór jest prosty. Bierzemy napój darmowy. Niestety pojawia się problem. Kapsel od butlelki jest dość dziwnie wykonany. Standardowy otwieracz do butelek, który mamy w domu nie obsługuje takich kapsli. Nawet w pobliskim sklepie dostępny jest w sprzedaży tylko najzwyklejszy otwieracz, który nie radzi sobie z naszą butelką. Co się dzieje? Zostawiamy pyszny napój darmowy i kupujemy w sklepie jarzeniową wodę ze źródła pod kopalnią gumy arabskiej, ale za to w butelce ze zwykłym kapselkiem. Popijając napój rozpuszczający zęby, zadajemy sobie dwa pytania. Dlaczego firma rozdająca napoje nie może używać standardowych kapsli do zamykania swych butelek oraz dlaczego producenci otwieraczy nie produkują kilku rodzajów produktów do otwierania różnych butelek. Po pierwsze trwa walka o rynek i rządzi konkurencja, jak również niektóre firmy mogą posiadać wyłączność na produkcję pewnego rodzaju kapsli. Po drugie część firm produkujących otwieracze ma umowy z firmami od napojów, niektóre firmy od napojów produkują również otwieracze, a części z tych firm nie opłaca się produkować innych typów otwieraczy, bo nie ma na nie popytu. Zupełnie identycznie ma się sprawa z MS, kiedy przyjmiemy że system operacyjny to napój w butelce, a otwieracz to oprogramowanie. Niech zwolennicy Windowsa zarzucą mi brak obiektywizmu, ale takie są fakty. A wystarczy przelać smaczny i darmowy napój do popularnej butelki. Warto, nawet jeżeli użytkownik musiałby płacić za taką kompozycję (choćby za samą butelkę). Lista korzyści dla przeciętnego użytkownika byłaby bardzo długa. Jednak wojna marketingowa trwa nadal i trwać będzie po czasy, kiedy to MS Windows przestanie się zawieszać, a razem z Linuxem dostawać będziemy dopłaty unijne.

poniedziałek, 21 lipca 2008

Bałagan, porządek i entropia

Podczas sprzątania zadałem sobie pytanie, które nachodzi każdego człowieka podczas tej rutynowej czynności. Dlaczego tworzenie nieporządku przychodzi z taką łatwością, natomiast sprzątanie wydaje się być żmudne, nudne i długotrwałe? Czy to wynika jedynie z naszego nastawienia psychicznego i lenistwa? Przecież na chłopski rozum wkład energetyczny w bałaganienie i porządkowanie powinien być identyczny. Odpowiedź jest dość prosta i wymaga minimum wiedzy z zakresu termodynamiki.
Zacznijmy od definicji entropii dla tych, którzy z pewnych przyczyn jej nie znają (zapomnieli, nie mieli lub nie uczyli się chemii fizycznej). Entropia (oznaczana symbolem S) jest funkcją stanu, czyli można za jej pomocą opisać stan jakiegoś układu używając podstawowych parametrów jak temperatura, ciśnienie, skład chemiczny itd. Ale nie o tym chciałem pisać. Dla nas ważna jest definicja i sens praktyczny entropii. W chemii i fizyce używa się entropii do określenia czy jakaś przemiana (proces lub r-cja chemiczna w odosobnionym układzie) jest przemianą samorzutną, tzn. czy zachodzi spontanicznie czy też nie. Może brzmi to skomplikowanie, więc ujmę to trochę inaczej. Entropia jest miarą nieuporządkowania. Kiedy w układzie zachodzi proces prowadzący do wzrostu nieuporządkowania, entropia jest dodatnia i proces może być procesem spontanicznym. Kiedy w układzie zachodzi proces malenia nieuporządkowania, entropia jest ujemna i proces może nie być spontanicznym. Jeszcze prościej, kiedy tworzy się bałagan, entropia rośnie, a kiedy tworzy się porządek entropia maleje. Dodatkowo w przyrodzie istnieje reguła, że każdy układ dąży do maksimum nieuporządkowania (maksimum entropii). Weźmy najpierw prosty przykład z zakresu chemii. Rozpuszczamy w wodzie kryształek soli kuchennej. Wrzucamy go do szklanki z wodą i czekamy. Po pewnym czasie kryształek znika. Tłumaczymy to tak, że sól po prostu się rozpuściła. Ale dlaczego? Kryształy (m.in. soli kuchennej) są zbudowane w bardzo uporządkowany sposób. Kiedy cząsteczki soli przechodzą do wody, rozpraszają się w całej jej objętości, wzrasta przez to ich nieuporządkowanie, rośnie entropia. Dlatego proces rozpuszczania soli zachodzi samoistnie. Pomyślmy teraz ile energii należałoby włożyć, aby odzyskać znowu nasz kryształek. Trzeba odparować wodę ze szklanki, czyli doprowadzić ją do wrzenia i to przez pewien okres czasu. Wkład energii w odzyskanie kryształka jest nieporównywalnie większy niż w jego ropuszczenie (wrzucić i poczekać). Ta różnica bierze się właśnie z powodu istnienia dodatniej entropii procesu rozpuszczania soli kuchennej. Wyprodukowanej entropii nie daję się już łatwo odzyskać. Łatwo pokazać to na innym przykładzie. Dlaczego rozsypanie płatków kukurydzianych na dywanie przychodzi bardzo łatwo, a wyzbieranie ich już jest sporym problemem? Mamy tu do czynienia ze wzrostem nieuporządkowania, czyli wzrostem entropii (która bezpowrotnie ginie) i znowu energia włożona w rozsypanie jest mniejsza od tej potrzebnej do pozbierania płatków.
Przekonaliśmy się teraz dlaczego bałaganienie przychodzi tak łatwo. Ponieważ doprowadzamy do wzrostu nieuporządkowania układu, rośnie entropia. Można nawet powiedzieć, że jest to proces samoistny. No, może nie do końca:) Niechęć do sprzątania nie wynika zatem z lenistwa, ale z nieporównywalnie dużego nakładu energetycznego w ponowne uporządkowanie rozwalonych po pokoju przedmiotów.

Komercja

Oglądając występy gwiazd i gwiazdeczek w TV naszła mnie bardzo przykra i przytłaczająca refleksja. Dotarło do mnie czym tak na prawdę jest wszechobecna komercja i jak przyczynia się ona do upadku poziomu artystycznego i kulturalnego społeczeństwa. Pomyślmy jak kiedyś powstawała muzyka. Istniała grupa artystów, która spotykała się w wilgotnej i zagraconej piwnicy lub garażu, gdzie powstawały teksty ich piosenek. Dogrywali potem do tego muzykę lub odwrotnie. Jeżeli udało im się sprzedać płytę, to szybko awansowali i następne nagrania już powstawały w profesjonalnym studiu. Jakie cele stawiali sobie tacy domorośli muzycy? Uznanie - owszem. Sława i pieniądze - również. Ich potrzeba grania wynikała z wewnętrznego pędu do zmian, do przeciwstawienia się rzeczywistości, uzewnętrznienia własnych uczuć i refleksji. Buntowniczość jest cechą znamienną artysty i ona go napędza, pozwala nadać sens muzyce. Wielu artystom się nie powiodło. Dlaczego? Ponieważ nie stać ich było na własną promocję, muzyka nie wpadała w ucho, a teksty były nudne lub zbyt skomplikowane. Trzy wymienione problemy można bardzo łatwo rozwiązać. Pieniądze na ogromną kampanię promocyjną daje producent. Teksty są proste, łatwe do zapamiętania, najczęściej o miłości (bo to się sprzeda), raczej bez większego przesłania i treści, składające się z jednej powtarzanej zwrotki. Muzyka pisana na zlecenie celuje dokładnie w upodobania muzyczne konkretnej grupy społecznej, aby wpadła w ucho jak największej liczbie osób. Brakuje tylko osoby, którą ubierze się w sukces. Może to być finalista/tka jakiegoś show muzycznego lub absolwent/tka szkoły muzycznej. Warunkiem jest posiadanie dobrego głosu i ładnej buzi. Czy wypromowaną w ten sposób osobę można nazwać artystą? Nie. To bezosobowy produkt konsumencki, jak proszek do prania czy butelka napoju regeneracyjnego. Klucz do portfeli fanów, wykonany na zamówienie. Przedmiot, będący narzędziem do zarabiania pieniędzy w rękach producentów i gigantycznej rzeszy innych kontrahentów. Tak właśnie wyglądają dzisiejsze festiwale w Sopocie, Opolu. Jeden muzyk promowany przez sztab ludzi. Nic dziwnego więc, że dawny urok tych imprez już przeminął. Może gdzieś tam pojawi się dinozaur jak Krzysztof Krawczyk, ale tylko po to żeby przyciągnąć do odbiorników starsze pokolenia widzów. W przeciwnym wypadku mało kto chciałby oglądać te skomercjalizowane i wypuczone, błyszczące i okraszone Lady Pankiem czy Perfectem imprezy. Na pewno nie ja.

wtorek, 11 marca 2008

Tytułowe Big Bang

Big Bang, dla niewtajemniczonych Wielki Wybuch, czyli moment w historii Wszechświata kiedy wszystko się zaczęło. Początek wszechrzeczy, 5 minut dla stwórcy, serce i środek kosmosu. Sekunda, w której energia przekształciła się w materię. Gwiazdy, planety, kosmiczny pył, lawa, kamienie, powietrze, las, zwierzęta, my... Światło, ciepło, dotyk, uczucie, dobro i zło. Te wszystkie materialne i niematerialne rzeczy i nasze myśli wywodzą się z jednego punktu we Wszechświecie. Dlaczego zatem do opisu Świata używamy setek języków, miliardów słów, milionów kolorów, tysięcy wzorów matematycznych, dziwnych stałych fizycznych i jednostek? Każdy wie przecież, że próby opisu jakiegokolwiek zjawiska fizycznego czy psychologicznego są jedynie marnym przybliżeniem rzeczywistości. Gdzie jest uniwersalna jednostka, miara punktu przed Wielkim Wybuchem? Gdzie ta jedna, prawdziwa stała ogólnonaukowa, zdolna do opisu całokształtu procesów w przyrodzie? Blog ten będzie próbą jej odnalezienia. Próbą sprowadzenia wszystkich otaczających nas rzeczy do jednego, łatwego w zrozumieniu zjawiska.
Nie będzie to blog psychologiczny, astrofizyczny ani chemiczny. Mam nadzieję, że przekształci się on z czasem w nowoczesną filozofię życiową, zdolną do połączenia nauk ścisłych z humanistycznymi, religii z ateizmem i myśli z ciałem. Chcę, żeby był kontrowersyjny. Uderzał w bolące miejsca. Żeby został narzędziem rewolucji umysłowej. Dlatego dotykał będę wszystkich spraw, tych przyziemnych i tych wielkich. Kiedy trzeba użyję języka prostego, dosłownego, wręcz wulgarnego. Czasem przeplotę to prozaicznymi felietonami, a nawet poezją. Wszystko po to, aby pokazać niezauważone i odkryć nieodkryte sfery rzeczywistości, będące ogniwami w łańcuchu łączącym nas z początkiem wszystkiego.