środa, 30 lipca 2008

Ślepota

Hej wy! Ludzie na chodnikach, placach, w sklepach,
Barach, zakładach pracy, biurach, supermarketach.
Otwórzcie oczy. Popatrzcie co się dzieje wokół was.
I nie mówcie, że nic nie widzicie.
Dobrze wiecie co mam na myśli.
I nie macie zamiaru nic z tym zrobić?

Po co wam te pełne koszyki z zakupami?
Jecie tyle słodyczy i popijacie piwem.
Kupujecie dziecku każdą zabawkę, którą zapragnie.
Wierzycie reklamom, a one was okłamują,
Stworzone jedynie do wpychania towaru w wasze ręce.
Oślepliście czy przeszliście z tym do codzienności?

A wy stróże prawa. Gdzie wasza ręka?
Na pewno nie w małych miastach i wsiach,
Gdzie każdy jeździ jak chce i czym chce.
Boicie się opuścić budynek posterunku?
Pilnujecie porządku wyłącznie przy świeżych znakach.
Oślepliście czy przeszliście z tym do codzienności?

Właściciele zakładów usługowych, co wy robicie?
Oszukujecie własnych klientów.
Naprawiacie im samochody i podmieniacie części.
Wyrywacie złote zęby martwym klientom.
Bando złodziei pozbawiona godności.
Oślepliście czy przeszliście z tym do codzienności?

To wasze usta wypowiadają treść Przysięgi Hipokratesa?
Lekarze, nie wstyd wam?
Ostatnie pieniądze wyrywać umierającym.
Zarabiać na handlu zwłokami, można to tak?
Źle leczyć znaczy leczyć z zyskiem – to wasz cel.
Oślepliście czy przeszliście z tym do codzienności?

wtorek, 29 lipca 2008

(P)ogrom mitów o wędkarstwie

Z czym przeciętnemu człowiekowi kojarzy się wędkarstwo? Z przesiadywaniem nad ściekiem z badylem w ręku i wielogodzinnym wpatrywaniem się w nieruchomy spławik. Wędkarstwo bywa też utożsamiane z tzw. hobby dla emerytów i rencistów. Tak przedstawia się mit łowienia ryb, nazywany sportem wędkarskim. Sportem, niewymagającym nadmiernego ruchu, dla ludzi w podeszłym wieku. Ogólnie rzecz biorąc nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Z drugiej strony istnieje garstka młodych ludzi przedkładająca chodzenie na ryby od jazdy na rolkach czy clubbingu. Czyli w wędkarstwie jest jakiś element przyciągający. W tym tekście postaram się wyjaśnić czym jest wędkarstwo dla wędkarza.
Zacznę od tego, że sam jestem wędkarzem, czyli mam prawo do czucia się kompetentnym w tej dziedzinie. Skąd wywodzi się sztuka łowienia ryb? Oczywiście z pierwotnej potrzeby zaspokojenia głodu, a skoro ryby są smaczne i zdrowe dlaczego ich nie łowić i nie spożywać. Ryby łowiono praktycznie od zawsze, jedynie techniki połowu z czasem ulegały zmianie. Ewoluował też sens wędkarstwa. Z metody polowania wędkarstwo stało się hobby, a nawet sportem i jak każdy sport wiąże się z potrzebą rywalizacji. W dzisiejszych czasach, kiedy mężczyźni raczej nie przynoszą do domów upolowanych zwierząt i przeżycie ich rodzin nie zależy od zdolności łowieckich głowy rodziny, silna staje się potrzeba rywalizacji. Rywalizację zapewnia łowienie ryb, kiedy to można pochwalić się przed znajomymi swoją zdobyczą. Wędkarstwo pozwala zaspokoić wynikającą z natury potrzebę dostarczenia pożywienia rodzinie, przez co daje uczucie spełnienia. Jednak nie tylko mężczyźni łowią ryby. Istnieją przecież nawet mistrzostwa świata kobiet w wędkarstwie. Zatem musi działać inny magnes przyciągający ludzi do wędek.
Tym, którzy twierdzą, że łowienie ryb jest nudne, mówię twarde i zdecydowane „nie”. Jak o każdym hobby o wędkarstwie powstały setki, a może nawet tysiące książek, filmów i przewodników. Opisano w nich mnóstwo rodzajów przynęt, zanęt, żyłek, haczyków, wędzisk, kołowrotków i tysiące innych akcesoriów. Co roku też wprowadzane są na rynek nowe ich rodzaje. To wszystko razem daje miliony możliwości kombinacji wymienionego sprzętu. Wędkarz musi posiadać niezły zasób wiedzy i umiejętności aby odpowiednio dobrać sprzęt do gatunku ryby czy rodzaju łowiska. Przesiadującego nad wodą i wpatrującego się w nieruchomy spławik wędkarza nachodzą dziesiątki pytań. Dlaczego nie biorą? Czy przynęta nie ta? Zbyt twarda, a może za miękka? Czy ryby żerują na dnie, czy w toni wodnej, a może wcale nie żerują. Może inne miejsce byłoby lepsze, gdzieś w cieniu, na słońcu, po zawietrznej lub nawietrznej stronie? Żyłka może być za gruba, a haczyk za duży. Znowu kombinacji mogą być tysiące. Zatem wędkowanie nie polega na wpatrywaniu się w spławik, ale na sprytnym doborze warunków połowu do aktualnych i niezwykle zmiennych upodobań ryb. Kiedy się właściwie trafi z doborem i połów jest udany, dopiero wtedy można być ze siebie dumnym.
Teraz o najciekawszym aspekcie wędkarstwa nieco bardziej poetycko. Przyroda. Wiele osób chodzi na ryby, aby odpocząć od codziennego zgiełku na łonie natury. Cała zabawa żeby gonić zajączka, a nie go złapać. Zatem sam proces łowienia dostarcza rozrywki i relaksu. Ryby schodzą na drugi plan. Kontakt z przyrodą nabiera na znaczenia. Żeby doświadczyć poczucia jedności z naturą nie wystarczy przebywać nad jeziorem, na łące, w górach czy w lesie. Żeby docenić piękno, trzeba je najpierw dostrzec, a nie każdy to potrafi. Dla większości ludzi wschód słońca jest tylko codziennym, nieuchronnym procesem świtania. Dla wędkarza śpiewają ptaki, jeszcze przed wschodem słońca, kiedy bezbarwny świat maluje się odcieniami szarości. Nad płaską taflą wody unoszą się wtedy białe kłęby pary, znikające szybko w rześkim powietrzu. Wilgotna od rosy trawa zostawia mokre ślady na butach i spodniach, właśnie dla wędkarza. Kiedy wstaje słońce, zalewa powoli krajobraz pasmem kolorów. Zrywa się delikatny wiatr i rozwiewa parę nad wodą. Jedne głosy ptaków milkną, a inne dopiero zaczynają śpiewać. Słychać delikatny szum trzcin, niczym bulgot wody w czajniku. Ryby z hałasem pluskają się, mącąc gładką jak lustro taflę. W powietrzu unosi się zapach jeziorowej wody i wilgotnej ziemi. Tyle dostrzega, czuje i słyszy wędkarz i to wystarcza mu do osiągnięcia stanu wewnętrznej równowagi.
Wędkarstwo budziło zawsze i budzić będzie nadal wiele kontrowersji. Przede wszystkim w kręgach ekologów, przeciwnych niehumanitarnemu traktowaniu zwierząt. Jest to delikatny temat i rozwijać go nie będę (przynajmniej na razie).
Wiem, że samo przeczytanie tego tekstu nie zmieni opinii człowieka o wędkowaniu. Potrzebna jest praktyka. Zachęcam zatem do złapania za kije i zamoczenia ich w pobliskich zbiornikach. Na pewno wielu osobom spodoba się łowienie ryb, a ci którzy spróbują i zrezygnują będą mogli z czystym sumieniem powiedzieć: „…ale nudy!”

czwartek, 24 lipca 2008

Winux

To nie nowa marka taniego wina. To Winux, system operacyjny dla każdego. Darmowy i bezpieczny. Nie zawiesza się i szybko pracuje. Aktualizuje się przez internet. Obsługuje wszystkie możliwe podzespoły komputerowe, od karty graficznej do klucza USB. Można za jego pomocą odtwarzać wszystkie formaty plików muzycznych i wideo. Działają na nim wszelkie programy i gry. Jest bardzo prosty w obsłudze, intuicyjny i szybko dostosowuje się do potrzeb użytkownika. Na dokładkę posiada niezwykle bogaty graficznie interfejs. Wiem.. Taki system operacyjny nie istnieje... Nie istnieje teraz, w tej chwili, lecz mógłby zaistnieć poprzez połączenie dwóch znanych OS, a dokładnie Windowsa i Linuxa. Popularność formatów plików, dostępność oprogramowania, znany wszystkim interfejs Windowsa możnaby połączyć z bezpieczeństwem, stabilnością, elastycznością i graficznymi możliwościami Linuxa, który w dodatku jest darmowy. Teraz przyjrzyjmy się zdaniu powyżej (można je przeczytać ponownie). Wkład w budowę Winuxa wynosi 20% zalet Windowsa oraz 80% zalet Linuxa. Z czego wynikają wymienione zalety Windowsa (popularność i dostępność)? Z bardzo dobrego marketingu! Wniosek jest prosty. MS Windows został stworzony wyłącznie w celu zarabiania pieniędzy i póki co dobrze spełnia swe zadanie. Spróbujmy wyobrazić sobie sytuację, kiedy to idziemy do sklepu kupić jakiś napój (gdyż upał panuje niemiłosierny). Przed sklepem natomiast trwa kampania reklamowa pewnej firmy produkującej napoje. Dodam, że zdrowe, smaczne i rewelacyjnie gaszące pragnienie. Co ciekawe firma ta rozdaje w ramach reklamy swoje napoje za darmo. W sklepie natomiast będziemy musieli zapłacić kilka złotych za niesmaczny, świecący w ciemnościach napój konkurencji. Wybór jest prosty. Bierzemy napój darmowy. Niestety pojawia się problem. Kapsel od butlelki jest dość dziwnie wykonany. Standardowy otwieracz do butelek, który mamy w domu nie obsługuje takich kapsli. Nawet w pobliskim sklepie dostępny jest w sprzedaży tylko najzwyklejszy otwieracz, który nie radzi sobie z naszą butelką. Co się dzieje? Zostawiamy pyszny napój darmowy i kupujemy w sklepie jarzeniową wodę ze źródła pod kopalnią gumy arabskiej, ale za to w butelce ze zwykłym kapselkiem. Popijając napój rozpuszczający zęby, zadajemy sobie dwa pytania. Dlaczego firma rozdająca napoje nie może używać standardowych kapsli do zamykania swych butelek oraz dlaczego producenci otwieraczy nie produkują kilku rodzajów produktów do otwierania różnych butelek. Po pierwsze trwa walka o rynek i rządzi konkurencja, jak również niektóre firmy mogą posiadać wyłączność na produkcję pewnego rodzaju kapsli. Po drugie część firm produkujących otwieracze ma umowy z firmami od napojów, niektóre firmy od napojów produkują również otwieracze, a części z tych firm nie opłaca się produkować innych typów otwieraczy, bo nie ma na nie popytu. Zupełnie identycznie ma się sprawa z MS, kiedy przyjmiemy że system operacyjny to napój w butelce, a otwieracz to oprogramowanie. Niech zwolennicy Windowsa zarzucą mi brak obiektywizmu, ale takie są fakty. A wystarczy przelać smaczny i darmowy napój do popularnej butelki. Warto, nawet jeżeli użytkownik musiałby płacić za taką kompozycję (choćby za samą butelkę). Lista korzyści dla przeciętnego użytkownika byłaby bardzo długa. Jednak wojna marketingowa trwa nadal i trwać będzie po czasy, kiedy to MS Windows przestanie się zawieszać, a razem z Linuxem dostawać będziemy dopłaty unijne.

poniedziałek, 21 lipca 2008

Bałagan, porządek i entropia

Podczas sprzątania zadałem sobie pytanie, które nachodzi każdego człowieka podczas tej rutynowej czynności. Dlaczego tworzenie nieporządku przychodzi z taką łatwością, natomiast sprzątanie wydaje się być żmudne, nudne i długotrwałe? Czy to wynika jedynie z naszego nastawienia psychicznego i lenistwa? Przecież na chłopski rozum wkład energetyczny w bałaganienie i porządkowanie powinien być identyczny. Odpowiedź jest dość prosta i wymaga minimum wiedzy z zakresu termodynamiki.
Zacznijmy od definicji entropii dla tych, którzy z pewnych przyczyn jej nie znają (zapomnieli, nie mieli lub nie uczyli się chemii fizycznej). Entropia (oznaczana symbolem S) jest funkcją stanu, czyli można za jej pomocą opisać stan jakiegoś układu używając podstawowych parametrów jak temperatura, ciśnienie, skład chemiczny itd. Ale nie o tym chciałem pisać. Dla nas ważna jest definicja i sens praktyczny entropii. W chemii i fizyce używa się entropii do określenia czy jakaś przemiana (proces lub r-cja chemiczna w odosobnionym układzie) jest przemianą samorzutną, tzn. czy zachodzi spontanicznie czy też nie. Może brzmi to skomplikowanie, więc ujmę to trochę inaczej. Entropia jest miarą nieuporządkowania. Kiedy w układzie zachodzi proces prowadzący do wzrostu nieuporządkowania, entropia jest dodatnia i proces może być procesem spontanicznym. Kiedy w układzie zachodzi proces malenia nieuporządkowania, entropia jest ujemna i proces może nie być spontanicznym. Jeszcze prościej, kiedy tworzy się bałagan, entropia rośnie, a kiedy tworzy się porządek entropia maleje. Dodatkowo w przyrodzie istnieje reguła, że każdy układ dąży do maksimum nieuporządkowania (maksimum entropii). Weźmy najpierw prosty przykład z zakresu chemii. Rozpuszczamy w wodzie kryształek soli kuchennej. Wrzucamy go do szklanki z wodą i czekamy. Po pewnym czasie kryształek znika. Tłumaczymy to tak, że sól po prostu się rozpuściła. Ale dlaczego? Kryształy (m.in. soli kuchennej) są zbudowane w bardzo uporządkowany sposób. Kiedy cząsteczki soli przechodzą do wody, rozpraszają się w całej jej objętości, wzrasta przez to ich nieuporządkowanie, rośnie entropia. Dlatego proces rozpuszczania soli zachodzi samoistnie. Pomyślmy teraz ile energii należałoby włożyć, aby odzyskać znowu nasz kryształek. Trzeba odparować wodę ze szklanki, czyli doprowadzić ją do wrzenia i to przez pewien okres czasu. Wkład energii w odzyskanie kryształka jest nieporównywalnie większy niż w jego ropuszczenie (wrzucić i poczekać). Ta różnica bierze się właśnie z powodu istnienia dodatniej entropii procesu rozpuszczania soli kuchennej. Wyprodukowanej entropii nie daję się już łatwo odzyskać. Łatwo pokazać to na innym przykładzie. Dlaczego rozsypanie płatków kukurydzianych na dywanie przychodzi bardzo łatwo, a wyzbieranie ich już jest sporym problemem? Mamy tu do czynienia ze wzrostem nieuporządkowania, czyli wzrostem entropii (która bezpowrotnie ginie) i znowu energia włożona w rozsypanie jest mniejsza od tej potrzebnej do pozbierania płatków.
Przekonaliśmy się teraz dlaczego bałaganienie przychodzi tak łatwo. Ponieważ doprowadzamy do wzrostu nieuporządkowania układu, rośnie entropia. Można nawet powiedzieć, że jest to proces samoistny. No, może nie do końca:) Niechęć do sprzątania nie wynika zatem z lenistwa, ale z nieporównywalnie dużego nakładu energetycznego w ponowne uporządkowanie rozwalonych po pokoju przedmiotów.

Komercja

Oglądając występy gwiazd i gwiazdeczek w TV naszła mnie bardzo przykra i przytłaczająca refleksja. Dotarło do mnie czym tak na prawdę jest wszechobecna komercja i jak przyczynia się ona do upadku poziomu artystycznego i kulturalnego społeczeństwa. Pomyślmy jak kiedyś powstawała muzyka. Istniała grupa artystów, która spotykała się w wilgotnej i zagraconej piwnicy lub garażu, gdzie powstawały teksty ich piosenek. Dogrywali potem do tego muzykę lub odwrotnie. Jeżeli udało im się sprzedać płytę, to szybko awansowali i następne nagrania już powstawały w profesjonalnym studiu. Jakie cele stawiali sobie tacy domorośli muzycy? Uznanie - owszem. Sława i pieniądze - również. Ich potrzeba grania wynikała z wewnętrznego pędu do zmian, do przeciwstawienia się rzeczywistości, uzewnętrznienia własnych uczuć i refleksji. Buntowniczość jest cechą znamienną artysty i ona go napędza, pozwala nadać sens muzyce. Wielu artystom się nie powiodło. Dlaczego? Ponieważ nie stać ich było na własną promocję, muzyka nie wpadała w ucho, a teksty były nudne lub zbyt skomplikowane. Trzy wymienione problemy można bardzo łatwo rozwiązać. Pieniądze na ogromną kampanię promocyjną daje producent. Teksty są proste, łatwe do zapamiętania, najczęściej o miłości (bo to się sprzeda), raczej bez większego przesłania i treści, składające się z jednej powtarzanej zwrotki. Muzyka pisana na zlecenie celuje dokładnie w upodobania muzyczne konkretnej grupy społecznej, aby wpadła w ucho jak największej liczbie osób. Brakuje tylko osoby, którą ubierze się w sukces. Może to być finalista/tka jakiegoś show muzycznego lub absolwent/tka szkoły muzycznej. Warunkiem jest posiadanie dobrego głosu i ładnej buzi. Czy wypromowaną w ten sposób osobę można nazwać artystą? Nie. To bezosobowy produkt konsumencki, jak proszek do prania czy butelka napoju regeneracyjnego. Klucz do portfeli fanów, wykonany na zamówienie. Przedmiot, będący narzędziem do zarabiania pieniędzy w rękach producentów i gigantycznej rzeszy innych kontrahentów. Tak właśnie wyglądają dzisiejsze festiwale w Sopocie, Opolu. Jeden muzyk promowany przez sztab ludzi. Nic dziwnego więc, że dawny urok tych imprez już przeminął. Może gdzieś tam pojawi się dinozaur jak Krzysztof Krawczyk, ale tylko po to żeby przyciągnąć do odbiorników starsze pokolenia widzów. W przeciwnym wypadku mało kto chciałby oglądać te skomercjalizowane i wypuczone, błyszczące i okraszone Lady Pankiem czy Perfectem imprezy. Na pewno nie ja.