poniedziałek, 21 lipca 2008

Komercja

Oglądając występy gwiazd i gwiazdeczek w TV naszła mnie bardzo przykra i przytłaczająca refleksja. Dotarło do mnie czym tak na prawdę jest wszechobecna komercja i jak przyczynia się ona do upadku poziomu artystycznego i kulturalnego społeczeństwa. Pomyślmy jak kiedyś powstawała muzyka. Istniała grupa artystów, która spotykała się w wilgotnej i zagraconej piwnicy lub garażu, gdzie powstawały teksty ich piosenek. Dogrywali potem do tego muzykę lub odwrotnie. Jeżeli udało im się sprzedać płytę, to szybko awansowali i następne nagrania już powstawały w profesjonalnym studiu. Jakie cele stawiali sobie tacy domorośli muzycy? Uznanie - owszem. Sława i pieniądze - również. Ich potrzeba grania wynikała z wewnętrznego pędu do zmian, do przeciwstawienia się rzeczywistości, uzewnętrznienia własnych uczuć i refleksji. Buntowniczość jest cechą znamienną artysty i ona go napędza, pozwala nadać sens muzyce. Wielu artystom się nie powiodło. Dlaczego? Ponieważ nie stać ich było na własną promocję, muzyka nie wpadała w ucho, a teksty były nudne lub zbyt skomplikowane. Trzy wymienione problemy można bardzo łatwo rozwiązać. Pieniądze na ogromną kampanię promocyjną daje producent. Teksty są proste, łatwe do zapamiętania, najczęściej o miłości (bo to się sprzeda), raczej bez większego przesłania i treści, składające się z jednej powtarzanej zwrotki. Muzyka pisana na zlecenie celuje dokładnie w upodobania muzyczne konkretnej grupy społecznej, aby wpadła w ucho jak największej liczbie osób. Brakuje tylko osoby, którą ubierze się w sukces. Może to być finalista/tka jakiegoś show muzycznego lub absolwent/tka szkoły muzycznej. Warunkiem jest posiadanie dobrego głosu i ładnej buzi. Czy wypromowaną w ten sposób osobę można nazwać artystą? Nie. To bezosobowy produkt konsumencki, jak proszek do prania czy butelka napoju regeneracyjnego. Klucz do portfeli fanów, wykonany na zamówienie. Przedmiot, będący narzędziem do zarabiania pieniędzy w rękach producentów i gigantycznej rzeszy innych kontrahentów. Tak właśnie wyglądają dzisiejsze festiwale w Sopocie, Opolu. Jeden muzyk promowany przez sztab ludzi. Nic dziwnego więc, że dawny urok tych imprez już przeminął. Może gdzieś tam pojawi się dinozaur jak Krzysztof Krawczyk, ale tylko po to żeby przyciągnąć do odbiorników starsze pokolenia widzów. W przeciwnym wypadku mało kto chciałby oglądać te skomercjalizowane i wypuczone, błyszczące i okraszone Lady Pankiem czy Perfectem imprezy. Na pewno nie ja.

Brak komentarzy: